Central Park

wyszła na swój codzienny wieczorny spacer dookoła jeziorka. mimo iz nie lubila aktywnego trybu zycia to jednak lubila spacerowac i oczyszczac swoj umysl ze wszystkich mysli. akurat dzisiaj nie musiala niczego przemyslac jednak miala ochote zapalic papierosa na swiezym powietrzu, wiec i tak zrobila. wyciagnela idealnie zwinieta cygaretke i wsadzila ja do ust. jednak nie miala ognia wiec zaczela szukac ludzi ktorzy mieliby jakas zapalniczke.

shirley za to biegal, poniewaz dzisiaj nigdzie nie wyszedl. zwolnil przy glownej sciezce do marszu i usiadl na lawce by wyciagnac z kieszeni komorke i sprawdzic maile. w pewnym momencie zauwazyl dziewczyne ktora podchodzila do kazdego przechodnia pytajac o zapalniczke. wstal i podszedl do niej pewnym krokiem. w miedzyczasie schowal telefon a w jego roku pojawila sie srebrna zapalniczka.
- widze ze potrzebujesz tego? - wskazal na przedmiot trzymany w dloni i usmiechnal sie.

spojrzala z wdziecznoscia na chlopaka. w miedzyczasie jej idealna cygaretka troche sie pogiela, ale ona sie tym nie przejela zbytnio. wsadzila ja do ust, a chlopak zapalil zapalniczke. zaciagnela sie i wydmuchnela dym przed siebie.
- dziekuje bardzo - odpowiedziala nieukrywajac tego, jak bardzo uratowal jej zycie. wyciagnela paczke papierosow, bo wiedziala ze faceci nie lubia cygaretek. poczestowala go.
- a tak w ogole to sie nazywam nastia - powiedziala podajac chlopakowi reke.

uśmiechnął się ponownie błyskając bielą swoich zębów.
- mmmmm, ładne imię - powiedział. pocałował ją w dłoń jak dżentelmen. następnie dodał - a ja jestem shirley.
wziął od nastii papierosa i sam go sobie zapalił przy okazji podpalając troche grzywke bo zapomnial ze dopiero co wymienił gaz w zapalniczce.
- co robisz tutaj o tej porze? - zapytal. zmierzyl ja wzrokiem od gory do dolu a potem z powrotem spojrzal na jej twarz. - no bo nie wygladasz raczej na skora do biegania.

zasmiala sie, bo rzeczywiscie nie lubila biegac, z racji jej uwielbienia do palenia papierosow.
- nie dbam o zdrowie - powiedziala i zaczela kreslic kolka na sciezce swoimi sandalami Antik Batik.

spojrzal sie na nastie.
- tez niezbyt dbam o zdrowie, ja po prostu nie chce byc gruby dlatego biegam.
lekko zirytowany patrzyl jak dziewczyna zajmuje sie wykreslaniem wzorow w piasku, no ale mogla byc troche zmeczona.

wiatr zawial i podniosla glowe a jej wlosy lataly jej wokol twarzy przyczepiajac sie do blyszczyka na jej ustach.
- masz moze czas pozniej? powiedzmy ze zapraszam cie na kawe do starbucksa?
bo w miescie nie miala nikogo bliskiego oprocz siostry, a w koncu chciala troche zabalowac, hahah

w myslach sprawdzil czy ma troche wolnego czasu.
- ok, czemu nie. moze o piatej? lub cos kolo tego?
spojrzal na swoj zegarek Michaela Korsa ktory podobno byl damski, ale wystarczajaco wygladal na meski ze go kupil. zostalo mu wystarczajaco czasu na sushi na wynos i na prysznic.

nastia usmiechnela sie do shirleya.
- no to jestesmy umowieni? - zapytala. w ciagu tego czasu chciala sie jeszcze troche przespac i moze ogarnac swoje mieszkanie.
jednak czas ja gonil, dlatego prazytulila chlopaka i pocalowala go w policzek.
- musze juz isc, do zobaczenia - i szybko znikla.

odwzajemnil uscisk
- paa - zawolal za nia, a nastepnie sam biegiem wrocil do domu by zjesc cos bo mial pusty zoladek.